Narcyzm adwokatury

Adwokaci to grupa prawników, która przebrała wszelką miarę w nadużywaniu pierwotnego zaufania społecznego, jakie wynika z definicyjnej roli obrońcy prawnego każdego obywatela, który wejdzie w spór prawny. Ten kredyt zaufania adwokaci zniszczyli przez poczucie bezkarności i odmowę krytyki kondycji swojej korporacji oraz tolerowanie patologii w jej obrębie.

Adwokaci, podobnie jak sędziowie, którzy okrzyknęli się obrońcami praworządności przed rządami PiS-u, nie dopuszczają do siebie krytyki. Mają doskonałe zdanie na swój temat. Za krytyczny obraz, na jaki zapracowali sobie przez lata, winią tylko innych – media, polityków i inne im tylko znane siły, które mają być w zmowie przeciwko nim i urządzać na nich nagonki.

Dopiero co wybrany w 2016 roku nowy szef Naczelnej Rady Adwokackiej (NRA) Jacek Trela, pytany w jednym z wywiadów, jak ocenia stan adwokatury w tym momencie, stwierdził, że ma się ona dobrze. Dalej mówił, że od sześciu lat sprawował funkcję wiceprezesa NRA i przejął szefowanie radzie po wyborach w 2016 roku. Dodał, że miał okres obaw o jakość adwokatury, gdy otworzono zawód adwokacki i nastąpił napływ do niego nowych osób, nie mających na to szans przed deregulacją (uwolnieniem zawodu adwokata). Według Treli udało się sytuację opanować, m.in. pod kątem etyki wykonywania zawodu. Można pogratulować prezesowi Treli i rozeznania, i krytycyzmu wobec swojego środowiska.

Trela chwalił, że w minionej kadencji NRA udało się jej władzom spowodować znowelizowanie ustawy Prawo o adwokaturze przez dodanie do egzaminu adwokackiego nowego przedmiotu – etyki. – Dzięki temu daliśmy wyraz temu, jak bardzo kwestie norm etycznych są istotne w zawodowej praktyce adwokata – mówił w wywiadzie. Zrobiło się tak etycznie, że można by zapomnieć, iż akurat Polacy dowiadywali się coraz to nowych wstrząsających rzeczy na temat patologii w adwokaturze, choćby w aferze dzikiej reprywatyzacji w stolicy – a jak udowadniano, była ona tylko schematycznym wzorcem podobnych afer w całej Polsce.

Trela po objęciu funkcji szefa NRA pokazał, jak potrafi nastraszyć PiS-em cały prawniczy ród. Wystąpił podczas Kongresu Prawników Polskich, przeliterował swoje nazwisko od końca, wprowadzając atmosferę strachu. – Trela to od tyłu alert – mówił z grozą szef NRA. Według niego postawienia w stan alertu wymaga sytuacja zagrożenia dla bytu niezależnego sądownictwa, jaką dostrzegł w propozycjach rządzących w kwestii reform wymiaru sprawiedliwości.

Daleko posunięta świadomość bezkarności adwokatów ujawnia się m.in. podczas procesów lustracyjnych. Pod przykrywką interesu swojego lustrowanego klienta adwokaci zaciemniają prawdę historyczną o Polsce lat 1944-1989, negują fakty, naginają ich interpretacje. Uczestniczą w szerokim froncie chronienia zbrodniarzy komunistycznych przed jakąkolwiek odpowiedzialnością. Mają na to przyzwolenie pseudoelit i wiedzą, że nic im za to nie grozi. Żaden sędzia nie zgłosił do prokuratury kłamstwa historycznego, a ujmując rzecz prościej, wprowadzania sądu w błąd. Nie można umniejszać albo wprost zaprzeczać zbrodni, bo w ten sposób pluje się w twarz ich ofiarom. Mimo to ten proceder obecny jest w procesach lustracyjnych na co dzień.

Adwokaci broniący byłych ludzi służb PRL notorycznie dokonują nadużyć rzekomo w imię obrony swojego klienta. Tłem niedopuszczania do uznania przez sąd kłamców lustracyjnych jest dezawuowanie całego procesu lustracyjnego odbywającego się w Polsce.

Obrońcy byłych funkcjonariuszy bezpieki i ich agentów stosują różne triki i chwyty, mające na celu wykluczenie części materiału dowodowego, podważenie autentyczności akt IPN-u, niedopuszczenie do zeznań istotnych świadków powoływanych przez prokuratorów IPN-u. Lista brudnych chwytów stosowanych przez, nierzadko czołowych, przedstawicieli palestry jest długa. W 2016 roku adwokaci w jednej ze spraw doprowadzili do próby podważenia lustracji w Polsce, odwołując się do Sądu Najwyższego. Podczas procesu lustracyjnego skierowali do SN pytanie prawne, co miało skutkować zajęciem przez ten najważniejszy urząd sądowniczy w Polsce stanowiska o ograniczeniu lustracji do wąskiego kręgu wypadków. Na szczęście to się nie powiodło i SN nie wprowadził dodatkowych ograniczeń w procesie lustracyjnym. Sami adwokaci aktywnie uczestniczą w zaciemnianiu odpowiedzialności zbrodniarzy komunistycznych za popełnione przez nich zbrodnie. Ci sami adwokaci domagają się później uznania etosu adwokatury z czasów PRL-u. Tylko na czym w takim razie miałby ten etos polegać, nie wiadomo.

Adwokatura po wyborach w 2015 roku wygranych przez PiS przyłączyła się do obozu prawników walczących ze zmianami wprowadzanymi przez rząd. Przypomina o tym przy różnych okazjach. Tak stało się po głośnej próbie zablokowania miesięcznicy w czerwcu 2017 roku przez kontrmanifestację Obywateli RP. Wówczas wobec bezprawnych prób zakłócania legalnego zgromadzenia interweniowała policja. Do zakłócających pochód oddający cześć ofiarom katastrofy smoleńskiej dołączyli politycy. Media obiegły obrazki wynoszonych z tłumu przez policję najbardziej agresywnych kontrmanifestantów, w tym Władysława Frasyniuka, który popychał policjantów oddzielających kordonem dwie manifestacje i wypalił, że ma prawo gdzieś.

Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie przed lipcową miesięcznicą w 2017 roku rozpoczęła zdumiewającą akcję udzielania darmowej pomocy prawnej tym, którzy zostaną zatrzymani za zakłócanie przejścia „Marszu pamięci” przez Krakowskie Przedmieście, inicjatywy odbywającej się co miesiąc od siedmiu lat, które dzielą nas od katastrofy smoleńskiej. Po wydarzeniach z czerwca policja skierowała do sądu 91 wniosków za blokowanie jezdni na drodze przemarszu legalnego zgromadzenia. Siedmiu osobom postawiono zarzut w związku ze „złośliwym przeszkodzeniem w wykonaniu aktu religijnego”. Warszawska ORA ogłosiła, że prowadzi listę adwokatów, którzy zgłosili deklarację pomocy pro bono. To działanie bezprecedensowe wobec faktu, że kontrmanifestanci nie kryją, iż celem ich jest łamanie prawa przez uniemożliwienie legalnego zgromadzenia. Komentujący tę sprawę w TV Republika mec. Adam Tomczyński zauważył, że nie pamięta podobnych akcji wobec zatrzymywanych w poprzednich latach uczestników manifestacji świętujących odzyskanie niepodległości przez Polskę, gdy taka pomoc była najbardziej potrzebna.

Jan Śpiewak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, które prześwietlało dziką reprywatyzację w stolicy, obnażał hipokryzję władz ORA, pytając na Twitterze, kiedy powstanie taka lista adwokatów dla pokrzywdzonych przez mafię reprywatyzacyjną. Jego pytanie było zasadne, ponieważ mózgiem mafii byli adwokaci, którzy współdziałali z handlarzami roszczeń.

Postacią-symbolem spraw sądowych jest długoletni pełnomocnik spółki Agora Piotr Rogowski (1959), autor niezliczonych pozwów, za pomocą których Adam Michnik i wydawca „Gazety Wyborczej” od lat walczą w sądach ze swoimi krytykami. Dzisiejszy radca prawny Rogowski wcześniej był sędzią. W PRL-u nie chciał być bierny i stać z boku. Stąd jego obecność w szeregach ZSMP, co potwierdzają dokumenty IPN-u. W tym czasie jako uczestnik komunistycznego ruchu był równocześnie aplikantem sądowym w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie. Jego matka Wiesława Królikowska pracowała jako operator maszyn w Domu Słowa Polskiego – największym w PRL-u zakładzie poligraficznym, w którym drukowano przede wszystkim „Trybunę Ludu” i inne komunistyczne szmatławce, jak „Sztandar Młodych” czy „Żołnierz Wolności”. W 1989 roku w DSP zaczęto drukować także „Gazetę Wyborczą”, której to wydawcę reprezentuje prawnie radca Rogowski. Prawnik, proszony przez autora o potwierdzenie faktu działalności związkowej, wszystkiemu zaprzeczył. Jednak nie ustosunkował się do tego, czy w takim razie jego zdaniem informacje z akt IPN-u na jego temat są nieprawdziwe.

Ważnymi postaciami adwokatury są dziś Adam Jachowicz (1953) i jego żona Ewa Jachowicz (1956). Nierzadko stanowią parę pełnomocników w sprawach prowadzonych przez ich kancelarię. Tak było chociażby w sprawie doktora Mirosława G. oskarżonego o korupcję. Także ojciec mecenasa Kazimierz Jachowicz był w PRL-u adwokatem. Pracował w znaczącym Zespole Adwokackim nr 1 mieszczącym się w samym centrum stolicy. W 2001 roku Sąd Apelacyjny uznał prawomocnie, że adwokat Kazimierz Jachowicz złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne.

W czasach PRL-u mecenas Adam Jachowicz pracował jako radca w przedsiębiorstwach budowlanych Budimex i Beton-Stal. Jego żona była przez wiele lat radcą w Ministerstwie Sprawiedliwości PRL-u.

Funkcje w SZSP pełnił już na drugim roku studiów na wydziale prawa UW. Był wiceprzewodniczącym Rady Wydziału Prawa UW, przewodniczącym Rady Roku, przewodniczącym Komisji Organizacyjnej SZSP, przewodniczącym Grupy Działania, członkiem Plenum i Prezydium SZSP. Rok później W SZSP Jachowicz przewodniczył Komisji Pracy i Spraw Społecznych Rady Uczelnianej UW. Jednak to mu nie wystarczało. Zapisał się też do ZSMP.

Ojciec mecenas Ewy z d. Izydorczyk to Adam Izydorczyk, wieloletni nauczyciel LO im. St. Staszica, a także wicedyrektor liceum w latach 1962- 196586. Jako licealistka Ewa Jachowicz wyjechała na obóz pionierski do Wielkiej Brytanii. Koszty wyjazdu pokrywała Rada Główna FSZMP. Jej ojciec Adam Izydorczyk (1930) był zastępcą naczelnika Głównej Kwatery ZHP i dyrektorem departamentu w GKKFiT.

Przed wprowadzeniem stanu wojennego Ewa Jachowicz była aplikantką sądową w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie. Po ukończeniu UW działała w Związku Nauczycielstwa Polskiego jako instruktorka. Pracowała w Ministerstwie Sprawiedliwości jako radca.

Syn Adama i Ewy Jachowiczów Mikołaj jest menedżerem w firmie Jorgensen Turner i mieszka w Londynie. Córka Karolina Jachowicz-Dudek pracuje w administracji Leeds University Business School.

Jednym z mecenasów broniących Lwa Rywina po aferze taśm Michnika był Wojciech Tomczyk (1940-2013). Stał się rozpoznawalny także za sprawą reprezentowania Jerzego Oleksego w jego sprawie lustracyjnej. Był wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, a także sędzią Trybunału Stanu.

Tomczyk miał bogatą karierę w PRL-u. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Warszawskim został jako karnista najpierw aplikantem, a później asesorem i wreszcie sędzią Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Za aktywność polityczną, co sam podkreślał w napisanym przez siebie życiorysie, był po wielokroć odznaczany przez władze PRL-u: w 1978 roku Brązową Odznaką za Zasługi dla Porządku Publicznego i czy Odznaką im. Janka Krasickiego, Krzyżem Kawalerskim (1980) Orderu Odrodzenia Polski czy Krzyżem Oficerskim w 1984 roku.

Na studiach udzielał się przez wiele lat w organizacjach komunistycznych. Najpierw w ZMS-je, a później w ZSMP, był we władzach tej organizacji (od 1961 do 1979). Równolegle od 1966 roku udzielał się w partii. Został lektorem KC PZPR. Zasiadał też we władzach naczelnych Zrzeszenia Prawników Polskich. Orzekał w sprawach karnych w warszawskim sądzie powiatowym do roku 1966, kiedy to zaczął pracę w Ministerstwie Sprawiedliwości i został naczelnikiem wydziału. Sześć lat później trafił do Sądu Najwyższego, do Biura Orzecznictwa. W tym czasie uzyskał nominację na sędziego sądu wojewódzkiego. W 1976 roku ponownie trafił do resortu sprawiedliwości. Tym razem w roli doradcy ministra Jerzego Bafli, a później szefa jego gabinetu. Tę ostatnią funkcję pełnił przez wiele lat – także w gabinetach kolejnych ministrów PRL-u – Sylwestra Zawadzkiego i Lecha Domerackiego. Miał znakomitą opinię wśród ministrów. Właśnie Lech Domeracki wystawił mu laurkę, przedstawiając w MSZ-ecic jako potencjalnego kandydata do pracy w służbie dyplomatycznej.

Wojciech Tomczyk miałby co wpisać do oświadczenia lustracyjnego. Został zarejestrowany w 1984 roku jako konsultant SB. Bezpieka była zadowolona z tej współpracy. „Wymieniony (…) udziela czynnej, wszechstronnej pomocy SB (…)„. Dodano, że w roli konsultanta służb PRL-u pomaga realizować bardzo złożone przedsięwzięcia operacyjne w resorcie sprawiedliwości, niejednokrotnie związane ze źródłami informacji SB”.

W latach 1973-1981 był wykładowcą w Akademii Spraw Wewnętrznych. Zatrudniono go tam na stanowisku adiunkta. Podkreślano, że wielokrotnie wyjeżdżał za granicę i ma tam wiele kontaktów, głównie wśród prawników, m.in. ministerstw sprawiedliwości Austrii, Francji czy Finlandii. Od 1985 roku był członkiem podkomisji prawnej Międzynarodowej Federacji Samochodowej FIA z siedzibą w Paryżu.

Tomczyk w okresie PRL-u był autorem komentarza do kodeksu drogowego, miał na swoim koncie publikacje dotyczące prawa karnego i liczne ekspertyzy prawne zlecane przez MSZ. W adwokaturze III RP uchodził za autorytet. „Koledzy z palestry stawiają go jako wzór najlepszej tradycji zawodu adwokackiego. Należał do czołówki polskich adwokatów” – pisano po jego śmierci.

Jego córka z drugiego małżeństwa (z Marią Niedźwiecką-Tomczyk, ur. 1943) Ewelina Niedźwiccka-Tomczyk początkowo znalazła zatrudnienie w kancelarii adwokackiej swojego ojca. W późniejszym czasie została członkiem gabinetu politycznego ministra skarbu Aleksandra Grada z PO. Trafiła na listę działaczy PO, których partia obdarowała synekurami: członkostwem w radach nadzorczych CBF Nowy Świat i Polfy Warszawa.

Także w procesach wojskowych oskarżani o zbrodnie komunistyczne mają do dyspozycji adwokatów z bogatą przeszłością i z  koneksjami zdobytymi jeszcze w PRL-u. Tak było w wypadku procesu, w którym sądy wojskowe udaremniły skazanie z oskarżenia IPN-u peerelowskiego generała Mariana Ryby. Dygnitarz wojskowy w latach 1956-1968 był naczelnym prokuratorem wojskowym. W PRL-u pełnił liczne urzędy na szczytach władzy. W stanie wojennym był podsekretarzem stanu w Urzędzie Rady Ministrów. Przez IPN został oskarżony o bezprawne przedłużanie aresztów więźniom politycznym.

Podczas procesu w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie obrońcą gen. Mariana Ryby był mecenas Andrzej Lemieszek. Nie zdradzał, kim był w przeszłości. W latach 80. był jednak prokuratorem Warszawskiego Okręgu Wojskowego i nosił mundur żołnierza LWP. Zasłużył się komunistycznej władzy, która w 1988 roku nagrodziła go Złotym Krzyżem Zasługi. W swojej jednostce nie próżnował. Jako członek partii pełnił funkcję sekretarza POP PZPR. Jego syn Przemysław Lemieszek (1966) był w PRL-u funkcjonariuszem MSW. Córka Izabela Lemieszek (1968) pracowała w Urzędzie Dzielnicowym Praga-Południe w Warszawie.

 

Maciej Marosz, „Resortowe togi”

Dodaj komentarz

Close Menu